/Tekst publikowany w 2022 roku w portalu slazag.pl/
„Ŏpa, nauczcie mie, jak być ŏpōm”. Takie słowa padają z ust jednego z bohaterów spektaklu „Nikaj” w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu, autorstwa Zbigniewa Rokity i reżyserii Roberta Talarczyka. I choć publiczność skręca się ze śmiechu, to po chwili w duszy pozostaje osad zadumy. Bo pytanie jest szersze, nie dotyczy tylko „zostania ŏpom”, ale dróg poszukiwania i odnajdowania wzorców postępowania. Autorytetów, których nam brakuje.
Niewiele jest dziś miejsc, w których słyszymy o tym, jak być dobrym, a jeszcze mniej takich, gdzie uczymy się tego w praktyce. I pewnie dlatego chodzimy po świecie i udajemy przed sobą i przed innymi, że jesteśmy twardzi, odważni i bezkompromisowi, że tak trzeba. Stawiamy sobie i innym nierealne lub zgoła niepotrzebne wymagania, które próbujemy osiągnąć okupując to wysiłkiem i stresem godnym lepszej sprawy. A tak naprawdę boimy się pokazać, że jesteśmy też delikatni, czasem smutni, że czasem chcielibyśmy coś zrobić w inny sposób, bo tak jest nam wygodniej i przyjemniej. Boimy się, że gdy raz uznamy czyjąś rację lub przyznamy się do pomyłki, to utracimy walor władzy, poczucie własnej wartości i opinię nieomylności w oczach innych. I stajemy się przez to wszystko mniej dobrzy. Może też być tak, że oddajemy krzywdy doznane, doświadczane, a może nawet tylko urojone, ale odczuwane jak prawdziwe. I nie mamy wtedy w sobie dostatecznie dużo dobra do okazywania. Różne są tego powody…
Wspomniany Ŏpa, czyli dziadek, jest dla Pyjtra autorytetem i skarbnicą wspomnień. A sam Pyjter jest rzeczywiście pogubiony, do tego stopnia, że autorzy przydzielają mu tradycyjnie kobiecą rolę gospodyni domowej, którą bez szemrania wykonuje, odziany w kuchenny fartuszek. Ale nie o odwrócenie tradycyjnych ról tu chodzi, bo niech sobie istnieją współcześnie, jak komu pasuje. Chodzi o poszukiwanie autorytetów.
Podczas spotkania z młodzieżą jednej ze szkół usłyszałem pytanie: „A jaki tytuł będzie miała pana następna książka?”. Odpowiedziałem po chwili: „Jak być dobrym?” I to chyba jest istota tego, o czym chciałbym napisać albo powiedzieć, albo podzielić się. Mamy setki książek i podręczników o tym, jak odnieść sukces, jak motywować siebie i ludzi wokół, jak zarobić pieniądze. W mediach też przeważnie pokazywane są przypadki wszystkiego innego niż dobro i benefity z nimi związane (choć zwykle na krótką metę). Nawet filmy z happy-endem odchodzą do lamusa, zastępowane przez seriale z postaciami o wszystkich odcieniach szarości, niejednoznacznymi i pokręconymi. Nie ma już dobrego ŏpy, dzielnego kowboja czy szlachetnej damy. Skąd więc brać przykład? Gdzie szukać wzorców, jeśli wokół panoszą się egoizmy i prywata?
Bycie dobrym jest trudniejsze i łatwiejsze jednocześnie. Trudniejsze, bo nie zbiera się łatwych owoców egoizmu. Za to łatwiejsze, bo być może wynika z naszej najgłębszej – dziecinnej może jeszcze – prostoty i chęci współdziałania z innymi. Pomagania sobie wzajemnie. Nie deprecjonowania, nie niszczenia, nie zniechęcania i nie zabierania. Na przykład owoców cudzej pracy.
Niewiele jest dziś miejsc, w których słyszymy o tym, jak być dobrym, a jeszcze mniej takich, gdzie uczymy się tego w praktyce. I pewnie dlatego chodzimy po świecie i udajemy przed sobą i przed innymi, że jesteśmy twardzi, odważni i bezkompromisowi, że tak trzeba. Stawiamy sobie i innym nierealne lub zgoła niepotrzebne wymagania, które próbujemy osiągnąć okupując to wysiłkiem i stresem godnym lepszej sprawy. A tak naprawdę boimy się pokazać, że jesteśmy też delikatni, czasem smutni, że czasem chcielibyśmy coś zrobić w inny sposób, bo tak jest nam wygodniej i przyjemniej. Obawiamy się, że gdy raz uznamy czyjąś rację lub przyznamy się do pomyłki, to utracimy walor władzy, poczucie własnej wartości i opinię nieomylności w oczach innych. I stajemy się przez to wszystko mniej dobrzy. Może też być tak, że oddajemy krzywdy doznane, doświadczane, a może nawet tylko urojone, ale odczuwane jak prawdziwe. I nie mamy wtedy w sobie dostatecznie dużo dobra do okazywania. Różne są tego powody…
Miałem i mam do czynienia w swoim życiu z osobami naprawdę dobrymi. Albo takimi, które starały się być dobre choć nie zawsze się im udawało. Nie wiem, jak inni, ale ja potrafię odczuć dobro z nich płynące. I od tych osób uczyłem się, i nadal uczę „jak być dobrym”, choć samemu nie zawsze mi to wychodzi. Więc wciąż uczę się, jak postępować wobec ludzi wokół mnie, jak ich traktować, jak starać się wsłuchać w ich potrzeby, może pomóc. Ale też czasem bronić swoich racji lub zachowywać przyzwoicie, nawet gdy nie jest to dobrze odbierane. Nagrodą bywa widok własnej twarzy w lustrze, spokój sumienia, poczucie spełnienia. Choć bywają też minusy takiego postępowania – czasem poczucie bycia naiwnym, wykorzystanym, łatwowiernym, a czasem poczucie bycia odklejonym od rzeczywistości i powszechnego postępowania. Ale nie zawsze trzeba krakać jak inne wrony. Zawsze można poszukać innego dachu i innego stada. I pozostać w zgodzie z sobą.
Potrzebujemy wzorców bycia dobrymi. Potrzebujemy opowieści o tym, że mimo wszystko się to opłaca i że warto – odnosząc się do znanego powiedzenia Władysława Bartoszewskiego „Warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca. Opłaca się być nieuczciwym, ale nie warto”.
Potrzebujemy osób i przykładów, którzy przezwyciężają dobrem problemy świata wokół, choćby w niewielkim zakresie. Tym bardziej, że takie osoby w dzisiejszym świecie przeładowanym mediami mają coraz cichszy głos, często „robiąc swoje” w różnych niszach, kącikach i zakamarkach. A to właśnie takich zwykłych ludzi, a nie bandytów, złodziei czy oszustów warto opisywać i pokazywać jako „klikalne” przypadki. Trochę nawiążę do mikropowieści Henryka Wańka pt. „Ciulandia” traktującej alegorycznie o Śląsku. Abstrahując od fabuły i tytułu – autorytety i dobro bywają dobrze ukryte pod powierzchnią zjawisk. Trzeba je wyłuskiwać i opisywać. Bo znikną.