Opublikowałem na Linkedin 2 lipca 2020 r. Ceny uaktualniłem.
Emituję około 120 g dwutlenku węgla na 1 km przejechanej autem drogi. Może więcej, jeśli jadę dynamicznie. Czy to dużo?
Ktoś powie: „Oj tam, co to jest? Tyle co nic. Tabliczka czekolady”.
Ale na przykładowej trasie Chorzów – Wisła i z powrotem to już 200 km, czyli w sumie już 24 kg. Niezły balon pełen gazu cieplarnianego. To tyle co średnia krajowa na głowę, o czym niżej. A pomyślmy o strumieniu aut zmierzających co weekend w Beskidy, nad jezioro czy gdziekolwiek indziej. Stańmy na dowolnym moście nad śląską Drogową Trasą Średnicową lub autostradą i spróbujmy policzyć auta. Przez 5 minut… A potem wyobraźmy sobie unoszący się codziennie w niebo ponad drogami nowy gigantyczny mega-balon, którego np. 60 lat temu jeszcze nie było, bo nie było tylu aut, tylu ludzi, takiej produkcji.
Na każdego mieszkańca Polski przypada dzienna emisja dwutlenku węgla w ilości prawie 24 kg (rocznie około 8 ton). Wyliczona z łącznej emisji przemysłu, motoryzacji, ogrzewania, chłodzenia, produkcji żywności itd. podzielonych na liczbę mieszkańców. To oznacza, że jesteśmy w okolicach 50. miejsca w emisji na świecie. Średnia światowa na to ok. 5 ton rocznie na osobę. A bezpieczny dla zachowania środowiska naturalnego i klimatu Ziemi poziom, to tylko 1 tona rocznie na osobę. Grubo przekraczamy zdolności pochłaniania. Od lat.
Robi się nieprzyjemnie?
Ktoś powie: „Trzeba posadzić więcej drzew. Będą pochłaniać dwutlenek węgla”
No to policzmy:
Jedno drzewo pochłania rocznie 6–7 kg CO2, a jeden hektar lasu, gdzie rośnie ok. 700 drzew, równoważy roczną emisję spalin czterech samochodów osobowych – przy założeniu, że samochód osobowy emitujący 120 g zanieczyszczeń na 1 km pokonuje średnio 18,5 tys. km rocznie.
To znaczy, że aby zrównoważyć moje jeżdżenie po tej planecie, potrzebuję ćwierć hektara lasu! A Wasze?
W Polsce jest 30 mln samochodów (osobowych, ciężarowych). To oznacza, że potrzeba ponad 7,5 mln ha lasów! Powierzchnia kraju to 31 mln ha, lasów jest wyjątkowo dużo – prawie 30%, tj. 9,2 mln ha. Wyrównuje się? Tak, ale od biedy tylko z autami. A przemysł, prąd, ogrzewanie, hodowla, jedzenie, rozrywka, oświetlenie ulic?
Oj… Robi się nieciekawie. Pomnóżmy to jeszcze przez wszystkie kraje świata.
Ktoś powie: „Jest Syberia, Amazonia itd.”
Tak, są. Ale przypomnijmy o pożarach tajgi i tundry na Syberii, przypomnijmy o wycinaniu lasów Amazonii. Które same w rezultacie zwiększają poziom CO2 w atmosferze. A jest go coraz więcej. Obecnie – 415 ppm (cząsteczek na milion). Ostatnio taki poziom występował w atmosferze prawdopodobnie ok. 3 mln lat temu, gdy bieguny pokrywała dżungla, a poziom oceanów był wyższy o kilka metrów. A współcześnie, ciągu ostatnich 60 lat, poziom ten zwiększył się już o 100 ppm!
Młodzież woła: „Nie ma planety B!”. I ma rację.
Siódme przykazanie brzmi: „Nie kradnij”. A my kradniemy – przyszłość i jakość życia następnych pokoleń. Naszych dzieci i wnuków. Kradniemy niedostrzegalnie, bardzo elegancko: Jeżdżąc samemu autem do pracy, zamiast dogadać się z innymi lub wybrać transport zbiorowy. Dowożąc te nasze kochane dzieci pod szkołę (kto z czytelników sam był w dzieciństwie wożony?). Kupując jabłka z Nowej Zelandii, a winogrona z Chile, na których transport przeznacza się prawie 30 razy więcej energii niż same posiadają. Kupując w wygodnych opakowaniach plastikowych, których miliony ton pływają potem po morzach i oceanach lub nie wiadomo, co z nimi zrobić. Kupując i wyrzucając kilogramy zabawek i ubrań (albo ubrania na kilogramy), produkowane na drugim końcu świata. Kradniemy elegancko paląc beztrosko paliwa kopalne (węgiel, ropę, gaz), zamiast myśleć o jak najszybszym przejściu na energie odnawialne. Kradniemy latając na wakacje na drugi koniec świata, czym krótsze – tym gorzej, bo więcej lotów potrzebnych. Kradniemy jeżdżąc lub latając na niepotrzebne spotkania, zamiast połączyć się w wirtualu, co akurat łatwo przećwiczyliśmy podczas pandemii. Kradniemy hodując i konsumując coraz więcej mięsa, bo zwierzęta rzeźne to wielki emitent dwutlenku węgla. Kradniemy projektując pralki, lodówki i telefony, które po dwóch latach albo upływie gwarancji psują się lub przestają być modne i zmuszamy ich nabywców do wymiany na kolejne, których produkcja podbija PKB.
I jeszcze wiele, wiele innych naruszeń siódmego przykazania. A może także piątego? Skąd wiemy, że nie zabijamy naszymi czynami tych, co przyjdą po nas? Skąd ta pewność, że piąte dotyczy tylko ludzi, a nie zwierząt?
Wracam do zużycia energii oraz samochodów.
Wyliczono, że w Polsce wyprodukowanie i dostarczenie 1kWh energii „w gniazdku” to emisja 929 g CO2. Czyli w zaokrągleniu: trzy odkurzania, 20 gotowań wody, albo 20 godzin oglądania TV to emisja ok. 1 kg CO2. Tyle co 8 km jazdy dzisiejszym, „średnim” samochodem.
Od 2021 r. producenci aut muszą spełnić normę średniej emisji 95 g CO2/km w produkowanej flocie (czyli jeśli w ofercie są paliwożerne SUV-y, to muszą być też mini-autka, hybrydy lub elektryki). Potem, zgodnie z propozycją Parlamentu Europejskiego, do 2030 r. producenci będą musieli obniżyć tę wartość jeszcze o 37,5 proc. To daje jakąś perspektywę, gdyż pojawi się coraz więcej elektryków lub hybryd. Ale… jest pewne „ale”. Nawet najbardziej ekonomiczne z samochodów elektrycznych na 1 kWh zgromadzonej w baterii energii są w stanie przejechać ok. 6 km. Przekładając to na podane wcześniej polskie realia wychodzi, że 1 km oznacza emisję 155 g CO2, czyli – paradoksalnie – jeszcze więcej, niż emisja w „zwykłym samochodzie”. To w Polsce, bo jeśli mamy do czynienia z państwem, w którym energia produkowana jest nie w 10% ale np. w 50% ze źródeł odnawialnych, „prąd z gniazdka” jest dużo mniejszym źródłem dwutlenku węgla na 1 kWh.
To co z tą jazdą?
Ostatecznie – zastanawiam się czy jechać na wycieczkę autem, czy może wziąć rowery i jechać pociągiem. Tam i z powrotem na odległość ok. 50 km wyniesie to dla 4-sobowej rodziny z rowerami jakieś 100-120 zł, w zależności od kierunku. Za paliwo zapłaciłbym jakieś 60 zł, w zależności od auta. Ale oszczędzam środowisko. Pociąg również zużywa energię elektryczną, ale on jedzie i tak – ze mną lub beze mnie. A może tylko skorzystamy w jedną stronę? A może po prostu pojedziemy rowerem? A może zaczniemy korzystać z transportu publicznego lub rowerów w naszych codziennych dojazdach do miejsc nauki czy pracy? Niektóre firmy zaczynają promować dojazdy pracowników w takiej formie, nawet zamiast karnetu na siłownię pozwalając wypożyczyć rowery. To właściwy kierunek.
Musimy świadomie ograniczyć się w naszym, jak to mówił pewien mój kolega, „kącie rozwarcia paszczy na życie”, żeby wystarczyło dla innych. Bo inaczej wkrótce zabraknie wszystkim. Zacznijmy od zużycia energii.
Wojciech Dinges
PS. Dla chcących podliczyć swój ślad energetyczny polecam prosty kalkulator https://ziemianarozdrozu.pl/encyklopedia/50/moja-emisja-co2-kalkulator. Będziecie zaskoczeni.
Żródła: